Kult bł. José rozwija się w Polsce zaledwie od trzech lat, a już znane są przypadki uzdrowień za jego wstawiennictwem.
Poruszająca wielu chrześcijan na świecie historia José zaczęła się na początku XX w. W rządzonym przez masonów Meksyku robiono wszystko, żeby zniszczyć Kościół katolicki. Eskalacja tych działań nastąpiła w latach 20., w czasie rządów Eliasa Callesa. Kapłanom zakazano wtedy odprawiania Mszy św., misjonarzy wyrzucono z kraju, a tych, którzy nie chcieli się podporządkować, mordowano. Przeciwko represjom wystąpił ruchoporu Cristeros, do którego należeli katolicy prowadzący powstańczą walkę z reżimem. Pomimo sprzeciwu rodziców szybko dołączył do nich mały José. W partyzantce przygotowywał posiłki, czyścił broń i nosił sztandar. Podczas bitwy w 1928 r. oddał swojego konia rannemu generałowi, a sam został pojmowany przez wojsko. Nie chciano go wypuścić, aż nie wyrzeknie się Chrystusa. Pomimo tortur odmówił. Rozwścieczeni oprawcy zdarli mu skórę ze stóp, a później dokonali egzekucji. Umierał, krzycząc: "Niech żyje Chrystus Król!". Własną krwią zakreślił na ziemi znak krzyża.
W 2005 r. Benedykt XVI beatyfikował nastoletniego męczennika, ale większą popularność José zyskał dopiero w 2013 r. Na ekrany kin wszedł wtedy film "Cristiada", poświęcony meksykańskiemu ruchowi oporu. - Przedtem w Polsce praktycznie nikt nie słyszał o tym błogosławionym - przyznaje Barbara Ziembicka, prezes ST Films, dystrybutora obrazu, oraz członek zarządu Fundacji SOS dla Życia. Z pasją opowiada GN o rozwoju kultu małego José w Polsce i o cudownych uzdrowieniach, które dokonały się za jego wstawiennictwem.
Kino w twojej parafii
Kiedy "Cristiada" zdobywała serca polskiej publiczności, losami José zaczęło interesować się coraz więcej osób. Obserwując rodzącą się potrzebę kultu błogosławionego, producent filmu Pablo José Barroso pomógł Polakom w zdobyciu jego relikwii. Z Meksyku przywiózł je ks. Tomasz Jegierski, prezes Fundacji SOS dla Życia. Kapłan podkreśla, że od początku zainteresowanie nimi było ogromne. - Bardzo szybko poszły w Polskę, peregrynowały od jednej parafii do drugiej. Zaczęło się od Rzeszowa - wspomina.
Od 2013 r. relikwie Meksykanina razem ze szczątkami bł. Karoliny Kózkówny odwiedziły co najmniej 130 miejsc. Do listy, którą prowadzi Barbara Ziembicka, cały czas dopisują się kolejni chętni. Peregrynacje odbywają się głównie w parafiach, ale także w hospicjach, domach pomocy społecznej i szkołach. Zazwyczaj są poprzedzane projekcją filmu oraz katechezą. W ten sposób zachęca się młodych do kultu błogosławionego.
Uczestnicy peregrynacji w kościołach wspominają, że umocniły one wspólnoty parafialne. - Te relikwie były u nas dosłownie przez dwie godziny, ale bardzo dużo osób w tym czasie przyszło modlić się za wstawiennictwem błogosławionego - mówi ks. Krzysztof Cieśla, wikariusz parafii św. Jadwigi Królowej w Rzeszowie. Z kolei ks. Artur Ważny, który w 2013 r. był proboszczem parafii NMP Królowej Polski w Tarnowie-Mościcach, widział u uczestników niesamowite przemiany duchowe. - Ku mojemu zaskoczeniu także dla młodych było to mocne doświadczenie, dzielili się nim - opowiada. Jarosław Sokół, zastępca prezesa zarządu KSM w Białymstoku, organizator peregrynacji na Podlasiu, potwierdza jego słowa. - Wielu sądziło, że przyjdą trzy starsze babcie, a było naprawdę wielu młodych. To ożywiło nasz Kościół - przyznaje.
Na Śląsku matki przykładały zdjęcia swoich trudnych w wychowaniu synów do relikwii, prosząc o ich przemianę. W wielu kościołach zaczęły powstawać formacje Cristeros, pomagające młodym chłopcom stać się odpowiedzialnymi mężczyznami, a na bierzmowaniu młodzi coraz chętniej wybierali na patrona bł. José.
Moda na wartości reprezentowane przez Sáncheza del Rio to konkretny owoc peregrynacji, ale znacznie mocniejsze są cuda uzdrowień, których wielu uczestników doświadczyło na własnej skórze.
Cudowny pediatra
W styczniu br. papież Franciszek podpisał dekret potwierdzający uzdrowienie za wstawiennictwem José nieuleczalnie chorej dziewczynki. Ximena Guadalupe Magallon Gálvez miała poważną wadę mózgu. Rodzice błagali błogosławionego o cud, a ten szybko spełnił ich prośby - dziecko jest już zupełnie zdrowe.
Nasi rozmówcy podkreślają, że wiele takich przypadków miało miejsce także w Polsce. - Przy relikwiach jest księga, w której zapisywane są podziękowania za otrzymane łaski. Przez te wszystkie lata nazbierało się w niej bardzo dużo pięknych historii - potwierdza Barbara Ziembicka. Opowiada GN o znanych jej przypadkach uzdrowień, zaznaczając, że w zdecydowanej większości dotyczą dzieci, o które José dba w szczególny sposób.
Pierwszy cud, który zapadł jej w pamięć, miał miejsce w Rzeszowie. - Tuż przed pokazem "Cristiady" w jednym z kościołów podeszła do mnie starsza pani i ze łzami w oczach zapytała, czy mogłaby przyjąć relikwie bł. José do domu - opowiada. Okazało się, że wnuczka kobiety ma guza mózgu, groziła jej całkowita utrata wzroku. Relikwie szybko trafiły do jej domu. - Jakiś czas później zadzwoniła do mnie, płacząc ze szczęścia: guz całkowicie zniknął. Lekarze, nie dowierzając, na wszelki wypadek powtórzyli badania. Diagnoza potwierdziła się - wyjaśnia B. Ziembicka.
Inna kobieta pojechała z relikwiami błogosławionego do szpitala, w którym w stanie śpiączki przebywał jej syn. Lekarze nie dawali mu szans na odzyskanie świadomości. - Akurat przeprowadzali obchód, wyprosili ją z sali. Czekała na korytarzu razem z José. Nagle wyszła jedna z pań i poinformowała ją, że syn odzyskał świadomość - opowiada B. Ziembicka.
Głośny był także przypadek wnuka Jacka Szulca. Dziadek chłopca, opowiadając o nim, nie kryje wzruszenia. Dwa lata temu lekarze wykryli u małego Oliwiera leukomalację okołokomorową, czyli trwałe uszkodzenie mózgu. Zabrano go na oddział patologii, stan był fatalny. W tym czasie w parafii Miłosierdzia Bożego w Jastrzębiu-Zdroju trwała peregrynacja relikwii bł. José Sáncheza del Rio. - Weszliśmy z żoną do kościoła i mówię: "Chłopcze, nie znam cię, ale wstaw się do Jezusa za moim wnuczkiem" - wspomina Jacek Szulc. Trzy miesiące później jego córka pojechała z dzieckiem na kontrolę. Okazało się, że po chorobie nie ma nawet śladu, potwierdza to dokumentacja medyczna, którą zgromadził dziadek uzdrowionego. - Nikt nie wierzył, że to jest możliwe. Chłopak teraz biega i zaczyna jeździć na rowerze - cieszy się pan Jacek. Od tamtej pory na wszelkie możliwe sposoby rozgłasza ten cud.
Spotkania pierwszego stopnia
Ksiądz Tomasz Jegierski przywiózł do Polski w sumie pięć relikwii bł. José. Wszystkie to tzw. relikwie pierwszego stopnia, czyli szczątki świętego. Dwie z nich znajdują się obecnie poza granicami kraju: w Kanadzie, gdzie pracuje kapłan, oraz na terenach zamieszkiwanych przez Kurdów. Dlaczego ksiądz zawiózł relikwie właśnie na Bliski Wschód? - Organizuję tam pomoc dla prześladowanych chrześcijan - wyjaśnia. Opowiada o kościołach zdewastowanych przez islamistów i o ludziach uciekających przed wojną, którzy szczególnie potrzebują pomocy nowego świętego.
Barbara Ziembicka tłumaczy, że oboje z księdzem widzą analogie pomiędzy historią José a obecną sytuacją w Kurdystanie. - Powtórne ogromne prześladowania chrześcijan skłoniły nas do założenia Fundacji, która ma im pomagać. To tak jakby José podpowiadał nam, co mamy robić - zauważa.
Czy na Bliskim Wschodzie za sprawą błogosławionego także dzieją się cuda? - Jest ich bardzo dużo. Ostatnio pewien muzułmanin pierwszy raz w życiu poszedł z nami do kościoła i odczuł tam obecność Jezusa Chrystusa - opowiada ks. Tomasz Jegierski.
W jakich miastach w Polsce można zetknąć się z relikwiami José? Jeden egzemplarz ciągle krąży po różnych kościołach, a inne na stałe umieszczono w parafii św. Brata Alberta w Ustroniu oraz w sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży w Warszawie. W stolicy przyjęto je ok. pół roku temu. - Teraz, kiedy José ma zostać świętym, podejmujemy starania, żeby bardziej rozpowszechnić jego kult. Podczas październikowych Spotkań Młodzieży Pijarskiej w Krakowie zaczniemy peregrynację tych relikwii - mówił o. Stanisław Płaszewski SchP, wikariusz parafii w Siekierkach.
Relikwie bł. José znajdują się także na stałe w redakcji "Naszego Dziennika". W lutym br. podczas pielgrzymki do Meksyku zostały przekazane redaktorom pisma. W ceremonii uczestniczył ks. prof. Tadeusz Guz. - Relikwie bł. José ofiarował nam bp Guardiola z Monterrey. My wręczyliśmy mu relikwie bł. ks. Jerzego Popiełuszki - mówi ksiądz profesor. Podkreśla, że biskup nie krył łez wzruszenia, zauważając, że doszło do spotkania dwóch męczenników, którzy umarli w imię walki z komunizmem.
Święty młodych
Co powinniśmy czerpać z historii José Sáncheza del Rio? - On nam pokazał, że można pójść za Bogiem, nawet nie rozumiejąc wszystkiego - mówi ks. Artur Ważny. Zauważa, że wielu najpierw chciałoby zrozumieć, a dopiero później wyruszyć w drogę. Biblia uczy jednak czegoś innego: zaufania Bogu i radykalnego pójścia za Nim. - Później okazuje się, że Pan Bóg ma rację, chociaż często nie wiemy dlaczego. Staram się to przekazywać młodym - dodaje kapłan.
Ks. Krzysztof Cieśla zaznacza, że w świecie, który próbuje zepchnąć wiarę do sfery prywatnej, taki święty jest bardzo potrzebny. - Jeżeli człowiek prawdziwie wierzy, to potwierdza to swoimi czynami. Święty Jakub mówi, że wiara bez uczynków jest martwa. Bł. José pokazuje człowiekowi jasno: jeżeli wierzę w Boga, to daję tego świadectwo, nawet za najwyższą cenę, jaką jest nasze życie - podkreśla.
Barbara Ziembicka zwraca uwagę, że José Sánchez del Rio to wielki święty, pomimo tego, że miał tylko 14 lat. Powinniśmy modlić się do niego nieustannie, bo bardzo hojnie obdarowuje nas łaskami. - Moim marzeniem jest, żeby wszystkie polskie dzieci były pod jego opieką - podsumowuje.
za: Maciej Kalbarczyk, Chłopad ze stali, w: Gość Niedzielny nr 42/2016, s. 26-27.
za: Maciej Kalbarczyk, Chłopad ze stali, w: Gość Niedzielny nr 42/2016, s. 26-27.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz